sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 10- "Aaa, krew!"

~Perspektywa Tii~

  Mój dzień zaczął się od otworzenia oczu o godzinie 6.00. Czemu tak wcześnie? Muszę zacząć ćwiczyć do zawodów. Alexis nie poddała się i jak obiecała załatwiła mi miejsce. Założyłam lekki strój do biegania, włosy związałam w kucyk i zeszłam na dół. Wzięłam przedłużaną smycz Berno, którą przypięłam mu chwilę po wyjściu z domu. Żeby mieć wolne ręce przełożyłam ją przez ramię. Truchtem pobiegłam w stronę lasu. 
Po godzinie wróciłam do domu.
-Cześć córuś. Jak się biegało?- zapytał tata, który już stał przy drzwiach żeby wyjść do domu. 
-Męcząco.- wysapałam odpinając smycz psu.
Bez żadnych wyjaśnień poszłam do łazienki. Tam czym prędzej zrzuciłam ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Wysuszyłam włosy, ubrałam się i zerknęłam na godzinę.
-7.24, nieźle- powiedziałam do siebie. W kuchni zastałam mamę, trzymała się za brzuch.
-Mamo, wszystko w porządku?- spytałam podchodząc do niej.
-Poczułam jakby maluszek się przekręcił.
-Nie za wcześnie?
-Dzidziuś się kręci. Wszystko ok.
-Yhym- mruknęłam przeżuwając kanapkę.
-Dzisiaj jadę na USG, może dowiem się płci.- dodała mama.
-Nie chcesz żeby to była niespodzianka?- wzruszyła ramionami- No nic. Muszę się zbierać. Pa mamo.
W locie zgarnęłam plecak wrzucając do niego telefon.
Miałam jeszcze paliwo w baku, więc stwierdziłam, że mogę pojechać motorem. Jeżeli chciałam zdążyć musiałam przyspieszyć.
Dojechałam do szkoły minutę przed dzwonkiem. Szybko wskoczyłam do szatni żeby zostawić kurtkę. Spotkałam tam Ashton'a.
-Hej Ash. Co tam?- zagadnęłam.
-Siema Tia...nie wiem czy iść na lekcję. Matma jest dla mnie męczarnią.
-Dawaj! Usiądziemy razem. Pewnie nasze miejsca są zajęte, bo jest już po dzwonku.- pociągnęłam go za rękaw jego koszulki.
-Okeey.- zgodził się. Odkąd nie zadaje się z Rachel jest całkiem, całkiem. Po wejściu do klasy miałam rację, jedyną, wolną ławką była na samym końcu przy oknie. Najgorsze miejsce jakie może być na lekcji matematyki. Zawsze bierze osoby tam siedzące do odpowiedzi.
-Mamy przesrane.- powiedział szeptem Ashton. Matematyczka spojrzała na nas surowym wzrokiem. 
-Szybciutko siadać i zamknąć buźki na kłódkę.- powiedziała zapisując koślawymi literami temat na tablicy. Posłusznie zamknęliśmy buzie na kłódkę wyrzucając zmyślony kluczyk za siebie. Niestety zauważyła to.
-Żarty się wam trzymają?!- wydarła się stara zołza.- Przemilczałam fakt, że się spóźniliście, a wy mi tu takie cuda wyprawiacie?
-Ależ, proszę pani.- odezwał się Ethan- Sama pani ich oto prosiła. Wykonali polecenie.
-To była przenośnia. Nie rozumiecie co to przenośnia?!- ze złości zrobiła się czerwona. Odetchnęła kilka razy i dodała pod nosem-  Banda rozwydrzonych bachorów, bogatych rodziców mają i myślą nie wiadomo co.- niestety tak "cicho" to powiedziała, że wszyscy słyszeli. Reszta lekcji minęła spokojnie aż do lunchu gdzie krąży mnóstwo uczniów i zawsze coś się dzieje. Siedząc przy okrągłym stoliku razem z Ethan'em i Teo podszedł do nas Ashton z tacą pełną jedzenia. Od jakiegoś czasu siedzi  z nami. Dokładnie odkąd bliźniaczki Klara i Lara dołączyły do Rachel.
-Ale nudy- skrzywił się Teo.
-No co ty nie powiesz?- powiedziałam z kwaśną miną. Siedzieliśmy zajadając drugie śniadanie, gdy nad nami pojawił się cień.
-Alexis!- wrzasnęłam. Wszyscy odwrócili się w naszą stronę. Ethan podszedł i mocno ją przytulił. Zaczęłam bić brawo, a inni się dołączyli.
-Miałaś wrócić za tydzień.- powiedziałam jak już usiedliśmy do stolika- Czemu mi nic nie powiedziałaś?!
-Nie byłoby takiej niespodzianki- wytłumaczyła.
-Leżałaś tylko tydzień w szpitalu?-  spytał Ashton.
-Tydzień i trzy dni. A co ty tu robisz?
-Alexis, mówiłam ci...Ashton się zmienił i teraz jest z nami- tłumaczyłam jej po raz kolejny.
-Aha. Jasne.- powiedziała Alexis bez przekonania i siorbnęła soczek ode mnie. Zadzwonił dzwonek. Mruknęliśmy coś na pożegnanie i każdy ruszył w swoją stronę. Ostatnia lekcja na dzisiaj. Wychowanie fizyczne. Zastępstwo musiało trafić się akurat dzisiaj. 
  Poszłam do pomieszczenia, w którym znajdowały się szatnie. Skręciłam w prawo do przedziału dla dziewczyn. Przebrałam się w strój na wf i wyszłam do sali na zbiórkę.
-Tia!- usłyszałam głos nauczyciela, podeszłam do niego. Musiałam zadzierać głowę żeby spojrzeć mu prosto w jego duże, brązowe oczy. 
-Taa?- mruknęłam.
-Idziesz ze mną. Zmierzymy ci czas biegania na 100 metrów.
  Ciągnęłam się za nim ociężale. Przy starcie zobaczyłam dziewczynę i dwóch chłopaków. To moje pierwsze ćwiczenia, więc nie wiem za bardzo o co chodzi.
-Posłuchajcie- zaczął nauczyciel- To jest Tia. Od dzisiaj biega z nami. Christopher zajmiesz się nią.- słysząc swoje imię chłopak się skrzywił.
-Dlaczego zawsze dla mnie trafiają się ci nowi?!
-Bo jesteś najlepszy! Bez dyskusji.- kurna, młody nauczyciel, a trzeba się go bać.- Wytłumaczysz jej wszystko. Teraz 3 okrążenia wokół szkoły, parami.
-Emm- zaczęłam- Proszę p...
-Żadnego "pana". Mów mi Alan.- warknął.
-Chodź nowa.- mruknął Christopher.- I tak jest zły.- ruszył truchtem, więc go dogoniłam.
-Tylko nie "nowa". Mam imię.
-Dobra, jasne. Mało mnie to obchodzi.- odetchnął i za rogiem szkoły, tak by Alan nie widział, przestał biec.- Tamci z przodu to Max i Katrin, nie ukrywając jestem najlepszy. Dziewczyna strasznie się mądrzy i chce być najlepsza, uważaj na nią. Gościu ma zrytą banie, więc z nim to pestka.- zatrzymał się.
-Aha, jasne. Tyko to miałeś mi powiedzieć?- ustałam z założonymi rękoma.- Christopher?
-Tylko nie pełne imię!- warknął.- Wystarczy, że muszę zająć się tobą.
-Umiem o siebie zadbać.- znam go od 5 minut, a już działa mi na nerwy. Zakochany w sobie dupek.
-No nie mów, że jesteś jedną z tych dziewczyn, które obrażają się za byle co.
-Po prostu chcę skończyć bieg i tak jesteśmy daleko w tyle.- powiedziałam biegnąc truchtem.- A poza tym działasz mi na nerwy.
-No! To biegniemy- krzyknął mi tuż koło ucha.
Przyznam rację, biega szybko. Nie będę pokazywać na co mnie stać. Muszę jeszcze pobiec na czas. Z lekkością dogoniłam go i w milczeniu przebiegliśmy 3 kółka.


***

  Zmęczona padłam na łóżko. Usłyszałam wibrację telefonu. Podniosłam wzrok i przeczytałam sms'a.


"Jutro o 6 w parku. 
Nie spóźnij się. Chris."

Tak w ogóle skąd on ma mój numer? Czyżbym dała mu go? A! Nie ważne. Idę spać.


DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ.

  Jak w każdej szkole krążą ploty. Nic nowego. Starałam się na nie nie wnikać. Aż do tego dnia.
-Pięknie!- powiedziałam sama do siebie- Kolejny raz budzik mnie nie obudził.
Zaczęłam grzebać w pościeli w poszukiwaniu telefonu. Zawsze mam ten sam kłopot. Po kilku sekundach, znalazłam. Leżał pod łóżkiem. Wybrałam numer Alexis, odebrała po pierwszym sygnale.
-Alexis, ratuj. Ten cholerny budzik znowu zaspał!- powiedziałam do telefonu
-Dobra, luz. Poczekam na ciebie. Domyśliłam się, że zaspałaś.- usłyszałam po drugiej stronie.
-Jesteś wielka.
Rzuciłam telefon i ruszyłam do szafy po ubrania. Szybko się ubrałam i zeskoczyłam ze schodów na dół.
-Hej, Berno. Ty mój wielki psie.- pogłaskałam go po głowie, a on podał mi łapę na przywitanie. Zawsze tak robi.
  W kuchni nikogo nie było. Rodzice jeszcze spali. W locie zjadłam bułkę i już byłam gotowa. Alexis czekała przy swoim nowym samochodzie, który kupiła za pieniądze na studia.
-Rekord!- krzyknęła kiedy mnie zobaczyła- Wyrobiłaś się w 7 minut.


***

  Jazda minęła nam spokojnie, ale nie zdążyłyśmy na pierwszą lekcje.
-Hello kobitki- przywitał się Teo, a Ethan kiwnął głową.
-Coś słyszałeś o Dustin'ie?- spytała Alexis Ethan'a.
-Niestety nie.
Właśnie Dustin. Od obozu minęły 3 tygodnie, a od niego nadal nie ma znaku życia. Trwa śledztwo, które jak na razie nic nowego nie wnosi. Martwię się. Co prawda między nami nie było "prawdziwej miłości", ale to dobry przyjaciel. 
  Przechodząc przez korytarz razem z Teo na niemiecki do sali 12, zaczepiła nas jakaś dziewczyna, którą znam z widzenia.
-Psst- szepnęła- słyszeliście nowe wiadomość na temat Rachel? Prawdopodobnie rozprowadza narkotyki.
-Ploty mnie nie interesują.- powiedziałam. Żałowałam, że nie ma ze mną Alexis. Niestety ma teraz angielski.
-Idziemy, idziemy. Niemiecki czeka.- poganiał mnie Teo- Idź chociaż na drugą lekcje, skoro na pierwszą nie zdążyłaś.
  Tak to jest. Nie cierpię plotek. Mam zły humor ... w sumie to ta plota nie jest zła. Niech Rachel ma za swoje. Ciekawe co to za odważniak puścił taką słodką wiadom...- rozmyślałam, kiedy nauczyciel mi przerwał.
-Panno Moon. Mówię do ciebie kilka razy, a ty nic! Odpowiedz na moje pytanie...czekam.- u pana Tiptopa, (oczywiście nie ma tak na nazwisko to tylko szkolna ksywa) nie mam szans. Kiedy już miałam odpowiedzieć cokolwiek, kochany Teo uratował mnie.
-Prze pana! Krwawię!- wydzierał się.- Aaa!! Mój palec.
-Fischer, mój najlepszy uczniu. Chciałbym ciebie uświadomić, że to jest tusz czerwony na twoim palcu.
-Ee, no faktycznie...Przepraszam. Na prawdę myślałem, że to krew.- powiedział  z udawaną skruchą.
-Ehm, proszę pana, mógłby pan podejść i mi to wytłumaczyć?- odezwał się Ashton z końca sali.
-Potrzebujesz pomocy?!- nie dowierzał nauczyciel.
-Potrzebuję pomocy?- powtórzył pytanie Ashton.
-No tak powiedziałeś.
-No chyba pan sobie żartuje! Ja i pomoc nauczyciela, pfff.
-Po co mnie zawołałeś?- Tiptop był zdezorientowany.
-Ratuję koleżankę.
-A to takie buty! Niestety nie uda ci się to.
-Jak nie jak tak. 5, 4...- Ashton zaczął odliczać czas do dzwonka.-...2,1.
W całej szkole rozbrzmiał się głośny dźwięk dzwonka. Ash uśmiechnął się, a Tiptop stał nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czym prędzej uciekłam z sali.
  Czekałam przy wejściu na stołówkę. W końcu pojawił się na horyzoncie. Szedł wolnym krokiem jakby mu na niczym nie zależało.
-Ashtooon, rusz dupę!- krzyknęłam.
-Co jest?- spytał.
-Dzięki za uratowanie tyłka- uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co, a teraz chodźmy. Czekają na nas przy stoliku.


~Perspektywa Rachel~

  Siedziałam z dala od wszystkich. Dziwnie się dzisiaj czułam. Sama. Przyjaciele mnie opuścili. W spokoju jadłam sałatkę, gdy raptem odezwał się szept blisko mojego ucha.
-Rachel...- usłyszałam. Obejrzałam się kilka razy. Nic. Każdy zajęty sobą. Na moich rękach pojawiły się rany i ten głos, który ciągle powtarzał moje imię przeciągając każdą literkę.- Rraacchheell!
  Nie mogłam już wytrzymać. Upadłam na ziemie. Zaczęłam się trząść i płakać. Moje ręce wyglądały coraz gorzej. Im więcej drapałam tym więcej leciało krwi. Zaczęło mi się mieszać w głowie. Nachodziły mnie różne głupie myśli. Wstałam i zaczęłam biec, tak po prostu. Przed siebie. Bez namysłu i bez celu. Krzyczałam z bólu i z utraty sił. Ta myśl "Nie dasz już rady" nie dawał mi spokoju Dobiegłam do dziedzińca szkoły, upadłam na kolana. Zaczęłam krzyczeć tak jak jeszcze nigdy nie krzyczałam. Moja skóra była pokaleczona, ale rozrywałam ją dalej. Z bólu zaczęłam się turlać i wrzeszczeć. Kamienie leżące pode mną wbijały mi się w plecy. Im bardziej bolało tym bardziej krzyczałam. Po chwili wszystko się zmieniło. Na cokolwiek nie spojrzałam zaczynałam się śmiać jak opętana. Mimo, że wszystko mnie bolało i wyglądałam okropnie, śmiałam się. Ten śmiech...nie był normalny...z każdym rozerwanym kawałkiem skóry stawał się głośniejszy i straszniejszy...

~Perspektywa Alexis~

  Siedzieliśmy w piątkę popijając napój w kartoniku, gdy raptem usłyszeliśmy przerażający wrzask. Bez słowa poszliśmy sprawdzić co to. Przed szkoła było duże zbiorowisko. Podeszłam bliżej. Zobaczyłam Rachel tarzającą się po chodniku. Zakryłam dłonią usta. Ona zaczęła drapać się do krwi. Wyglądała okropnie. Podarte ubranie, makijaż rozmazany i krew. Wszędzie krew... 
Zrobiło mi się nie dobrze. Odeszłam z tamtąd, jeszcze tylko widziałam jak podbiegli do niej dwóch gości ubranych na biało. Funkcjonariusze zabrali ją do szpitala.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Perspektywę Rachel pisała nasza zwariowana znajoma :) 
Błędy? Może są. Nie wiem ;) Nie sprawdzałam.
Ten rozdział napisałam ja, Tia. Kolejny pisze Alexis. 
Dziękujemy za te komentarze co się pojawiły. Miło się je czyta. Chcemy więcej! 
Tia :)


*Chris- pojawi się raz na jakiś czas. Taki tam zakochany w sobie dupek ;)

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 9- "Strach"

~Perspektywa Jared'a*~

  Czy ten deszcz zawsze musi mnie złapać? Idąc tak przemoknięty do suchej nitki rozmyślałem nad wszystkim jakie to życie jest pokręcone. Niespodziewanie jakiś facio ochlapał mnie wodą z kałuży.
-Ty pacanie jak jeździsz!- krzyknąłem za nim. Przed oczami zobaczyłem coś zielonego. Podbiegłem szybko i ujrzałem motor. Niedaleko leżał jakiś "ludź". Chwiejnym krokiem podszedłem i uklęknąłem sprawdzając jej puls. Mało wyczuwalny. Wyciągnąłem komórkę i wybrałem numer 112. Po kilku sygnałach odezwał się męski głos.
-Proszę połączyć mnie z pogotowiem- odpowiedziałem mu.- Nazywam się Jered Stark. Znalazłem nie przytomną dziewczynę...chyba miała wypadek...puls mało wyczuwalny...emm...skrzyżowanie między ulicami Candy a Street...dobrze będę czekać.- rozłączyłem się. Każda sekunda trwała jak godzina.
Po chwili usłyszałem dźwięk karetki. Zajechała obok i z środka wyskoczyło dwóch pielęgniarzy. 
-To ty dzwoniłeś, że twoja dziewczyna miała wypadek?- spytał jeden.
-"Moja dziewczyna?! Ja nie mam dziewczyny"- myślałem.
-Wiesz co jej się stało?- zapytał drugi.
-N-niee. Znalazłem ją tu.- mówiąc to jeden z funkcjonariuszy zdjął jej kask. Gdy zobaczyłem jej rude włosy oplatające bladą twarz. Poczułem motylki w brzuchu. "MOTYLKI W BRZUCHU?! Fuu"
-Jesteś piękna- szepnąłem dotykając jej dłoni.
-Musimy ją zabrać do szpitala na prześwietlenie.- usłyszałem.
-Jadę z wami!- krzyknąłem chyba trochę za szybko.- Przepraszam. 
-Nic się nie stało mój chłopcze. Też bym tak zareagował gdybym wiedział, że coś jest nie tak.- gadał jeden z nich wsiadając za kierownice. 


***

-Mamo nie jest późno! Jest dopiero 14. Przecież mówiłem, że jestem w szpitalu!- darłem się przez telefon. Ludzie się na mnie dziwnie spojrzeli.- Mamo muszę kończyć.- powiedziałem do niej kiedy zobaczyłem doktora.
-Witaj Jered'zie. Mam dobra wiadomość. Twoja dziewczyna obu...- reszty nie słyszałem, bo już biegłem w kierunku sali, gdzie leżała rudowłosa piękność. Kurde co ja gadam? 
-Proszę.- usłyszałem cichy głos zza drzwi. Otworzyłem je  i wszedłem do pomieszczenia.
-Emm... hej. Jestem Jered.- przedstawiłem się.
-Alexis inaczej Al.- co za piękne imię... Kur*a co się ze mną dzieje?! Dlaczego mówię takie miłosne rzeczy?!- To ty mnie uratowałeś?
-Mhm...- mruknąłem.
-Dziękuję...chodź tu- zrobiłem co kazała i nagle poczułem uścisk. Ona mnie przytuliła!
-Miło- szepnąłem, po chwili usłyszałem cichy chichot. Zapomniałem, że wciąż się do niej przytulam.- Przepraszam.
-Nie no spoko.- uśmiechnęła się, a ja usiadłem na krześle obok.
-Dzień Dobry Alexis, jestem doktor Meen. Ehmm muszę Ci coś powiedzieć... Czy twój chłopak może zostać?- gdy doktor wypowiedział te słowa zarumieniłem się.
-Mój chłopak?- spojrzała w moją stronę, odwróciłem głowę unikając jej wzroku- Aaa tak, niech zostanie. Nie mam przed nim tajemnic.
-Tak wiec Alexis, jest taka sprawa, że będziesz musiała skończyć z motorami na 6 miesięcy.- powiedział doktor.
-COOO?! Skończyć z moją pasją?! Nie! Nigdy!- krzyczała Alexis.
-Przykro mi panno Brooke. Jak pani zauważyła na szyi widnieje kołnierz. Miała pani dużo szczęścia, że w ogóle  przeżyłaś. Bardzo nam przykro. 
-Nigdy nie zrezygnuję z mojej pasji. A teraz proszę niech pan wyjdzie.- w jej oczach ukazały się łzy. Gdy doktor wyszedł Al odwróciła się do mnie plecami sycząc z bólu. Chwilę potem słyszałem ciche pochlipywanie.
-Ej Al, nie płacz...nic takiego się nie stało. Te 6 miesięcy minie jak tydzień. Dasz radę. Niedługo spadnie śnieg i nie będziesz mogła jeździć.- pocieszałem ją obszedłem łóżko i uklęknąłem przed nią- Nie przejmuj się.
-Ty nie wiesz jak to jest. A właśnie co chodziło z tym "chłopakiem" ?- na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
-No wiesz, gdy rozmawiałem przez telefon z pogotowiem musieli źle zrozumieć.- wstałem z kolan i powiedziałem- będę już szedł. Na razie Alexis.
-Paaa, ej Jered wpadnij jeszcze. 


***


~Perspektywa Ethan'a~

  Telefon dzwonił jak najęty. Czy tylko ja w tym domu słyszę ten telefon?! Wstałem z łóżka i skierowałem się w stronę schodów.
-Hallo?!- powiedziałem głośniej niż miało być.
-Eth?- usłyszałem głos Alexis.
-Mhm... gdzie ty się podziewasz, dziewczyno? Nie dałaś znaku życia- próbowałem być spokojny, ale się nie udało- Alexis gdzie ty jesteś?!
-Eth, przestań krzyczeć!- ona również krzyczała- Jestem w szpitalu- dodała ciszej.
-Gdzie?!
-W dupie!- krzyknęła głośniej.
-Alexis...
-W szpitalu.
-Którym? Sala?
-Przed miastem. Sala? Nie wiem. Jak się ocknęłam już tu byłam.- gadała jak najęta.
-Zaraz tam będę.- rzuciłem słuchawką i ruszyłem do garażu. Zapomniałem, że mojej "Niuńki" nie ma. Wskoczyłem do domu.
-Mamo!- zawołałem.
-Eth! Czego się tak wydzierasz?- odezwał się Woody.
-Spadaj gnoju!-wszedłem do kuchni, mama stała przy kuchence, plecami do mnie. Postukałem ją w ramię.
-Co chcesz?- spojrzała na mnie.
-Mogę pożyczyć samochód? Al jest w szpitalu, muszę do niej jechać.- poczułem w oczach łzy.
-Oczywiście, w przedpokoju na wieszaku są kluczyki.
-Dziękuje mamo.- pocałowałem ją w oba policzki i już się kierowałem w stronę podwórza, gdy się znów odezwała:
-Ethan...
-Tak?- odwróciłem się w jej kierunku.
-Jedź ostrożnie.- uśmiechnęła się.
-Dobrze, dobrze.


***

-Jak to się stało, że tu jesteś?!- Al siedziała z chusteczka w dłoniach. Po jej bladych policzkach spływały słone łzy.
-Najpierw ten deszcz, potem gdy chciałam zahamować motor przyspieszał. Przed sobą miałam samochód. Nie miałam szansy wyminąć więc skręciłam w rów.- powiedziała Alexis. Usiadłem obok niej i mocno ją do siebie przytuliłem.
-Kocham Cię...Tak się o ciebie strasznie bałem.- złapałem ja ostrożnie za twarz by mogła spojrzeć mi w oczy.- Następnym razem nie popełnię tego samego błędu i pojadę z tobą.
-Też cię kocham.- dotknęła mojego policzka. Nachyliła się i już miałem ją pocałować, gdy nagle jakiś pacan wszedł do sali.
-Chyba zły moment.- powiedział chłopak.
-Oooo, Jered. Nie, wejdź chcę cię zapoznać z moim chłopakiem- Al najwyraźniej go znała.
-Nie. Nie będę przeszkadzał.- odwrócił się na pięcie.
-Jered siadaj, bo zaraz wstanę i sama ciebie tu posadzę.- zagroziła Alexis, szatyn pospiesznie usiadł z dala ode mnie. Ciągle się na mnie patrzył...gej? Dobry dla Michael'a**, nie dla mnie. 
-Możesz przestać się na mnie gapić?!- warknąłem.- Podobam ci się czy co? Sorry, ale nie gustuje w chłopakach.
-Eth...przestań. Powinieneś mu dziękować. To dzięki niemu żyję.- uśmiechnęła się w jego kierunku, a on odwzajemnił uśmiech.
-I co jeszcze? Może mam klękać przed nim? Być jego niewolnikiem?- wstałem z łóżka.- Al zadzwoń jak będziesz sama.- powiedziałem akcentując ostatnie słowo.- Kocham cię. Pa.- pocałowałem ją, ale to nie był zwykły pocałunek. Chciałem by ta chwila trwała wiecznie. Alexis odepchnęła mnie lekko.
-Ethan, nie umieram. Będziemy mogli całować się ile będziesz chciał. Pa.


Kilka godzin później.

~Perspektywa Dustin'a~

  Chodząc samotnie po zaciemnionych uliczkach, rozmyślałem nad swoim życiem. 
Dlaczego wkopałem się w takie bagno?
Dlaczego akurat teraz chcą mnie dorwać kiedy już moje życie zaczęło się układać?
-Ooo kogo my tu mamy?- usłyszałem głos za sobą. "O nie, tylko nie on"- Niech mnie kule biją, Dus, kumplu jak ci lato minęło?
-Danny Clark***, co ty tu robisz? Czy nie powinieneś być za kratami?
-Byłem...to ty mnie skonfiłeś. To przez ciebie siedziałem tam dobre 2 lata. Teraz dostaniesz za to co zrobiłeś.- nagle po bokach pojawiło się dwóch mięśniaków.
-Danny, kumplu, to była wpad...- nie dokończyłem bo dostałem z pięści w brzuch- Kur*a- syknąłem. Danny śmiał się wniebogłosy, a jego koledzy bawili się mną jak zabawką. Broniłem się, ale oni mieli nade mną przewagę.
-Och Dustin, co ta Tia z tobą zrobiła?- zaśmiał się szyderczo, sięgnął do kieszeni po skuna i zapalił go.
-Skąd znasz Tie?! Zostawcie ją w spokoju. Nie ruszajcie jej. Ona o niczym nie wie.
-Paul, Emmet skończcie z nim.- powiedział Danny i się oddalił.
-Nie! Danny, stój! Zrobię wszystko co zechcesz tylko zostaw ją w spokoju.- on nawet się nie odwrócił. Paul i Emmet rzucili się na mnie jak na mięso. Oni naprawdę zachowują się jak jego psy. Dostałem kilka razy po twarzy, próbowałem się bronić. Wymierzyłem w jednego z nich  soczystego kopniaka w krocze. Odwdzięczył mi się kopem w brzuch. Gdy tak leżałem na zimnym chodniku, dwaj barbarzyńcy powoli się oddalili.


----------------------------------------------------------------------------
Udało się! Troszkę dłuższy rozdział, który jest nieźle zakręcony i mamy nadzieje, że daje do myślenia.
Stworzyłyśmy zwiastun! Zapraszamy do oglądania i komentowania :)
Tia i Alexis.





**Przypomnienie. Michael to niepokonany mistrz w wyścigach. Gustuje w chłopakach.
***Danny Clark- Mięśniak, kilka razy skazany za pobicia i nielegalne hazardy oraz rozprowadzenie narkotyków. Paul i Emmet to też mięśniaki, uliczni rabusie.


*
Jered Stark