sobota, 14 września 2013

Rozdział 16- "Czyżby piątek 13-ego?"

~Perspektywa Tii~

  Od kilku tygodni Alexis dziwnie się zachowuje albo to tylko moje wymysły. Dzisiaj przy śniadaniu było jak zawsze. Nie zdążyłam wstać, a jej już nie było. Westchnęłam głośno i wywaliłam zeschniętą różę, którą jak się okazało dostałam od Teo. Rozmawiałam z nim dzień po tym jak to się stało. Wyjaśnił mi, że czuje do mnie nie tylko przyjaźń. Byłam bardzo zaskoczona tym wyznaniem, ponieważ ja tego nie czuję. Dla mnie Teo będzie tylko przyjacielem.  Usłyszałam dźwięk mojego złoma. Poszukałam go w stercie ubrań, które właśnie składam.
-Czego?- rzuciłam do słuchawki nie patrząc kto dzwoni.
-Tio, jesteś na mnie zła? Nie chcę aby nasza przyjaźń tak się skończyła. Dasz się namówić na gorącą czekoladę i ciastko?
-Jestem czekoladoholiczką, pomyślmy...okej. Zgadzam się. 
-Super! Przyjadę po Ciebie o 15, bo teraz jestem zajęty.
-Tsa zajęty, a dzwonisz.- mruknęłam.
-Żeby usłyszeć Twój głos zawsze znajdę czas, ale jak mus to mus praca czeka. Tio?- zapytał cicho.
-Taa?
-Albo nie...to pa.- i się rozłaczył. 
Skończyłam składać ubrania i ogarnęłam dom. Zmęczona padłam na kanapę. Ciekawe czemu dzisiaj nie było Chris'a...- zastanawiałam się. Zerknęłam na zegarek.
-What?! Już 14.44? O kurde...Berno, Nika na podwórko. 
Wypuściłam ich, a sama pobiegłam na górę doprowadzić siebie do porządku. Po kilku minutach usłyszałam szczekanie. Zbiegłam po schodach mało co nie zaliczając gleby i wpadłam na drzwi. Otworzyłam je i do domu wpadły dwa mokre brudasy. Na podjazd zajechał nieznany mi samochód. Zdziwiona wyszłam na schody i poczułam zimny wiatr. Coś czuję, że znowu będzie padał śnieg. Z samochodu wyszedł Teo. 
-Gotowa?
-Jeszcze chwila. Wejdziesz? 
-Ok!
Wróciłam do domu. 
-Zaraz wracam- powiedziałam i poszłam na górę. 


~Perspektywa Alexis~

  Ostatnie tygodnie spotykałam się z Giną* i przygotowywałyśmy się na olimpiadę z matematyki. Wczoraj zaprosiła mnie do domu. W końcu zobaczę gdzie mieszka i jak wygląda mieszkanie.
Podjechałam samochodem pod podany adres. Chciałam wjechać na podjazd, ale zatrzymała mnie zamknięta brama. Do okna zapukał jakiś gość mundurze.
-Pani do kogo?- zapytał grubym głosem.
-Do Giny Neeson. Mamy się uczyć.-odpowiedziałam.
-Dru, jest panienka Gina? Przekaż, że jakaś ruda panna wjeżdża.- uśmiechnął się mówiąc do walkie talkie.
-Kevin! Ta ruda osoba ma imię  Otwórz tą bramę- usłyszałam głos Giny. 
-Już się robi.- kliknął guzik i brama się otworzyła. Wjechałam do środka, moim oczom ukazał się wielki basen! A potem, wielki, wielki dom! To nie był dom tylko willa! Na werandzie stała Gina uśmiechając się od ucha do ucha. Wysiadłam z auta i ruszyłam do niej.
-Siemka... wchodź do domu bo zachorujesz i z kim ja pójdę na olimpiadę?!- zaczęłam mówić z udawanym gniewem.
-Hahaha, okej chodź.- weszłyśmy do środka... eee co za chata!- Coś do picia? Czekolada, herbata, kakao? Czy co kolwiek? 
- Czekolada... uwielbiam czeeekoladee! - wybuchnęłyśmy śmiechem. 
-Okej. Dru! Zrób dwie czekolady z piankami i podaj ciasteczka! - krzyknęła, a jej głos rozniósł się echem po całym domu.


***

  Siedziałyśmy na wielkim łóżku, a wokół nas leżały książki. Zostało nam ostatnie zadanie dość trudne, ale z naszymi dwoma wielkimi mózgami poradziłyśmy sobie!!!
-Huuura! Jesteśmy wielkie!- krzyczała Gina- Za nasze zwycięstwo idziemy na coś dobrego do Ciuciu Cafè.
-Oki doki, ale jedziemy moim samochodem.... a możeeee pojedziemy dwoma i będziemy się ścigać? Co ty na to?- uśmiechnęłam się.
-Ale jest zima, lód na drodze.- Gina lekko się bała.
-No tak, ale wiesz do Ciuciu Cafe od twojego domu jest prosta droga i tylko dodasz gazu i zaraz zahamujesz... no weź Ginaa- przytuliłam ja, a ona się uśmiechnęła. Szczerze Gina nie jest taka zła na jaką wyglądała po prostu jest bogata i ma dużo kasy.
  Wsiadłam do samochodu i od razu włączyłam ogrzewanie. Z piskiem zawróciłam i ruszyłam do przodu. Całe szczęście, że Gina ma duże podwórko, łatwo było wyjechać. Zaraz za mną wyjechała Gina swoim samochodem. Kilka minut później z wielkim rozmachem wjechałyśmy na parking. Zaparkowałyśmy i ze śmiechem weszłyśmy do środka. 
-Ale masz rumieńce- powiedziałam podchodząc do wieszaka na kurtki.
-Co?! Przecież mam tyle makijażu!- krzyczała spanikowana. 
-Żartowałam.- popchnęłam ją na bok i odbiła się od ściany.
-Zabije Cie Al!- ona również mnie popchnęła.- Hahahaha żebyś widziała swoją minę!
-Hyhy.- po chwili mina mi zrzedła.- O oo.
-Co ci?


~Perspektywa Ti~

  Siedziałam razem z Teo w Ciuciu Cafè, gdy nagle zaniemówiłam. Do środka weszły dwie roześmiane dziewczyny. Popychały się i widać było, że dobrze się bawią.
-Ej, Tia?- spytał Teo- Dobrze się czujesz? Strasznie zbladłaś.- Popatrzył za moim wzrokiem- Fiu, fiu. Będzie dym.
Wstałam z rozmachem i krzesło, na którym siedziałam, upadło z hukiem. Wszyscy zwrócili na mnie twarze. Nie wnikałam w to.  Widziałam tylko ją. Ona też zdążyła mnie zauważyć. Patrzyła wprost na mnie, a jej oczy zrobiły się szklane.
-Jak mogłaś?- spytałam ze łzami w oczach i dźgnęłam ją w klatkę piersiową.
-Tia, to nie tak jak myślisz!
-Jesteś strasznie fałszywa!- wrzasnęłam wybiegając z kawiarni. Zatrzymałam się i stwierdziłam, że nie mam czym wrócić do domu. Przyjechałam tu z Teo. Usiadłam na krawężniku, a łzy ciekły mi po twarzy. 
-Tia- usłyszałam obok siebie.- Wstań, bo się przeziębisz.
-Teo? Jak ona mogła?- załkałam i wzięłam do ręki kurtkę, którą podał mi Teo.
-Jedźmy do domu.
-Nie chce tam jechać...zawieś mnie do domu. Do mamusi. 
-Mamusi?- parsknął.
-Nie śmiej się Teodorze!
-Przegiełaś- złapał mnie pod ramiona i podniósł- Wybacze ci ten jeden raz.- uśmiechnął się.
-Dzięki. Teraz pożycz mi rękaw kurtki, bo pewnie wyglądam jak jakieś straszydło. Cała zasmarkana z rozmazanym makijażem.
-O, nie, nie, nie. W samochodzie mam husteczki. 
Ruszyliśmy w stronę parkingu. Teo ciagle obejmywał mnie w pasie.
-Tia!- usłyszałam głos Alexis- Daj mi to wyjaśnić.
-Nein! Zraniłaś Tie- odkrzyknął Teo zamykając mi drzwi. 
Jechaliśmy w ciszy. Ochłonęłam po wrażeniach z przed kilku minut. Zadzwonił mój telefon.
-Tak?- wychrypiałam.
-Córeczko? Wszystko w porządku?
-Tak tato jest ok. Co jest?
-Mama w szpitalu. Rodzi! Przyjedziesz?!
-Już jadę.- krzyknęłam w słuchawkę.
-Teo, kierunek szpital. Moja mama rodzi.
-Oki doki. - zakręcił... i dodał gazu.
-Teeeo! Zwolnij! Zabijesz nas!- krzyknęłam.


***


Siedziałam w poczekalni. Teo musiał jechać. Zadzwonił szef i jest potrzebmy w pracy.
-Tato, usiądź.- odkąd przyszłam ciągle chodzi w kółko jest strasznie niespokojny.
-To trwa już dwie godziny!
-Spokojnie, tato- uśmiechnęłam się i w tym momencie zobaczyłam pewną osobę zalaną łzami, a tusz rozmazał się jej po policzkach.
-Kogo my tu mamy?- powiedziałam ze złością.
-Tia, przestań. Lauren też rodzi. Tylko jest w gorszej sytuacji.
-Tia, daj mi to wyjaśnić. Gina i ja uczymy się do olimpiady z matmy. Źle to wszystko zrozumiałaś. Wyszłyśmy trochę odetchnąć od nauki.
-Czemu mi nic nie powiedziałaś?
-Nie chciałam byś była zazdrosna. Zazdrość to chyba najgorsze co może być. Nienawidzę tego.- wesychnęła- Przepraszam Cię.
-Mogłaś mi to powiedzieć, a tak przez kilka tygodni się zamartwiałam. Zastanawiałam się co się z Tobą dzieje. Niechce cię znać.
-Ale...
Nie zdążyła nic powiedzieć, bo w tym momencie wyszedł lekarz oznajmiając, ze obie panie już urodziły.
-Pan, panie Moon ma syna, a pan Brooke gdzie się podziewa?
-W pracy.- odpowiedzieliśmy łącznie.
-Aha- uśmiechnął się lekarz od ucha do ucha. 
Poszłam za tatą i ujrzałam małą blond główkę wystającą za kocyka.
-Poznajcie małego Collin'a- uśmiechnęła się mama.
-Jaki słodziaczek- usłyszałam Alexis
 Spojrzałam się na nią z pod byka. Al wybiegła z sali. Wszyscy się na mnie spojrzeli.
-No co?- mruknęłam, a oni zrezygnowani pokręcili głowami.

*Przypomnienie- Gina Neeson, była przyjaciółka Rachel.


Czegoś nie rozumiesz? Zadaj pytanie w zakładce "Pytania do nas"
Postaramy się wyjaśnić.
Tia i Alexis.

środa, 11 września 2013

Rozdział 15- "Psychopata?"

~Perspektywa Tii~

  Usłyszałam cichy szelest obok mojego ucha. Otworzyłam zaspane oczy .
-Ciii- uciszył mnie.
-Chris?!- powiedziałam szeptem- Jak się tu dostałeś?
-Naprawdę powinniście pamiętać o zamykaniu drzwi. Swoją drogą...ładna ta twoja współlokatorka.
-Odwal się od Alexis. Psychopata- mruknęłam.
-Cco? Powtórz.- nadstawił ucho.
-Nic. Już wstaje. Mógłbyś wyjść? Śpię w majtkach.
-Za 5 minut na dole. Zaczynamy ostry trening.
-Jest zima i cholernie zimno! Chcesz żebym zamarzła?
-Chcesz żebym się ośmieszył na zawodach?- odpowiedział pytaniem i już go nie było. Dupek. Wstałam ociężale i ruszyłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i ubrałam się w grube dresy i bluzę. Wyszłam na chłodne powietrze. Christopher stał tupiąc nogą.
-Spóźniłaś się... 2 minuty za długo. Dodatkowy wysiłek ciebie czeka. 
-Zlituj się. Dzisiaj jest Nowy Rok. Jestem zmęczona po wczorajszym. Spałam zaledwie 5 godzin.
-Trudno. Też wczoraj imprezowałem i co?
  Odkąd mieszkam z Alexis biegam z nim codziennie oprócz niedzieli. Wcześniejsze ćwiczenia to była tylko rozgrzewka. 
-Gdzie ty mieszkasz, że zjawiasz się u mnie o 6?- spytałam w biegu.
-Zależy.
I to wszystko. Jak ja mam się z nim dogadać?!
-Zależy od czego?- Chris westchnął ciężko.
-Aż tak to cię interesuje?
-Nic o tobie nie wiem...
-Jak nie? Wymienić co o mnie wiesz?- przytaknęłam- A więc: jestem twoim trenerem, podobam ci się, szybko biegam..
-Czekaj, czekaj. Wróć. Co powiedziałeś?!- zatrzymałam się.
-Nooo, że szybko biegam
-Wcześniej.
-Jestem twoim trenerem.
-Chris!
-Tak mam na imię, a co?- uśmiechnął się szyderczo. Usiadłam na środku drogi.
-Ej, nowa! Nie wygłupiaj się. Biegniemy dalej.- nadal siedziałam uparcie- No chodź! 
-Nie. Twoje zachowanie mnie denerwuje.
-Kobiety- westchnął Chris i podszedł do mnie- co mam zrobić żebyś wstała zanim przejedzie ciebie jakiś samochód?
-Christopher... jestem zmęczona od kilku dni wstaję o 6 żeby biegać z tobą. Do zawodów jeszcze dużo czasu i...- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Chris pociągnął mnie i razem wylądowaliśmy w rowie. Byłam niebezpiecznie blisko jego twarzy. Zerwałam się szybko żeby dłużej na nim nie leżeć. Przebiegłam na drugą stronę.
-Tia!- krzyknął podbiegając do mnie.- Nic ci nie jest?- szarpnął mnie za ramię.
-Odwal się! 
-Dobrze! Następnym razem zostawię cie żeby przejechał ciebie samochód!
-Nie pluj na mnie!- wytarłam rękawem policzek i ruszyłam biegiem w stronę domu.
-A ty gdzie?
-Do domu!- odkrzyknęłam.
-Ee, Tia?
-Co?- warknęłam odwracając się.
-Tam mieszkasz.- wskazał przeciwny kierunek.
Pobiegłam zła i znalazłam przystanek. Wsiadłam do nadjeżdżającego autobusu. Miałam szczęście akurat jechał w stronę domu moich rodziców.

~Perspektywa Alexis~

  Podczas mojego zacnego snu usłyszałam ciche piszczenie. Otworzyłam ociężałe powieki i rozejrzałam się po pokoju, lecz nikogo nie zauważyłam. Zsunęłam nogi na podłogę, odpychając się rękoma. Ruszyłam w kierunku drzwi. Kiedy je otworzyłam ujrzałam zaskakujący obraz. Berno, gigantyczny pies Tii zaatakował moją malutką Nikusie.
-Berno! Ogarnij się.- krzyknęłam, lecz nic do niego nie docierało. Złapał zębami Nike za kark.- Kurde! Głupi psie. Zostaw ją!- trzepnęłam go w łeb, aż się skulił. Po całej akcji ruszyłam do kuchni, szukając czegoś do jedzenia. Zdecydowałam się na gofry z czekoladą. Wyjęłam potrzebne produkty i zaczęłam robić.
Gdy już zjadłam śniadanie poszłam na górę się przebrać. Z wybranym strojem udałam się do łazienki.

***

  Zaparkowałam przed domem rodziców. Wypuściłam Nike na podwórko. Zamykając drzwiczki zauważyłam, że mama stoi w oknie i macha. Odmachałam jej. Byłam już na ostatnim schodku, gdy drzwi się otworzyły i mama rzuciła się mi w ramiona.
-Alexis, kochanie!- przywitała się.
-Mamo, przecież nie widziałyśmy się zaledwie tydzień.- weszłyśmy do środka. Mama poszła przygotować gorącą czekoladę, a ja rozsiadłam się na sofie w salonie.
-Mamo?- zaczęłam, gdy przyszła.
-Słucham cię, córciu.
-Czy coś się stało?
-Nie dlaczego?- spytała.
-Nowy Rok, powinnaś być szczęśliwa!- mama pokręciła głową.
-Byłam u lekarza jakieś 2 tygodnie temu. Wtedy nie czułam się najlepiej. Bolał mnie brzuch i tu- wskazała dłońmi miejsce gdzie znajduje się pęcherz- Doktor Rex powiedziała, że z dzieckiem mogą być kłopoty.- wybuchnęła płaczem.
-Och mamo- przytuliłam ją.- Na pewno wszystko będzie ok. Zobaczysz. Uśmiechnij się.
-Jest jeszcze dobra wiadomość.- mama otarła łzy rękawem- Znam płeć dziecka.
-No to gadaj!
-Dziewczynka. Będziesz miała siostrę- uśmiechnęła się.
-Aaaa! Jak ja się ciesze- zaczęłam skakać z radości- Masz już imię?
-Wybierzesz z tata. Chcesz zobaczyć pokój?
-Naprawdę ja? Suuuper. Oczywiście, że chcę zobaczyć.- ruszyłyśmy razem. Weszłyśmy po schodach. Mama otworzyła drzwi do mojego dawnego pokoju. Nie było już tam moich mebli tylko śliczny dziecięcy pokoik.
-Śliczny- tylko tyle zdołałam powiedzieć- Chodźmy na dół mam kilka pomysłów na imię dla tej ślicznotki.
-Skąd wiesz, że będzie śliczna?- spytała Lauren.
-Będzie to miała po swojej siostrze! Czyli po mnie.- pocałowałam ją w policzek- No dobra...po nas dwóch.- mama objęła mnie i poszłyśmy na dół.

~Perspektywa Tii~

  Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi mama. Najpierw powitał mnie jej brzuch, a później ona sama. Mocno mnie przytuliła.
-Cześć córeczko. Wejdź do środka.- zaprosiła mnie gestem dłoni. Bez słowa weszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. 
-Jak maleństwo?- spytałam.
-Świetnie. Kręci się. Chcesz zobaczyć?- przytaknęłam.- Dotknij.
Wcześniej nie interesowałam się tak bardzo tym dzieckiem. Przecież to przez niego musiałam się wyprowadzić, ale zrozumiałam, że to nie jego wina. Poczułam jak łza spływa mi po policzku. Otarłam ją.
-Chcesz wiedzieć jaka płeć?- spytała zdławionym głosem mama. Zobaczyłam, że też płacze.
-Tak. Chcę. Masz może zdjęcie USG?
-Jasne- wstała i podeszła do szuflady. Wyjęła stamtąd małe zdjęcie- Zobacz swojego małego braciszka. 
Delikatnie wzięłam papier do ręki. Przyjrzałam się uważnie. 
-Czy on się uśmiecha?- spytałam. 
-No na to wygląda. Posłuchaj. Razem z ojcem pomyśleliśmy, że możesz wybrać imię. Oczywiście jak nie chcesz to nie musisz.
-Jasne, że chcę...tylko muszę się zastanowić.- wypiłam jeszcze gorącą herbatę- Gdzie tata?
-Niestety w pracy. 
-Kurcze...myślałam, że mnie zawiezie do domu.
-Zadzwoń do Teo. On zawsze chętny. To taki miły chłopak. Mogłabyś z nim być.
-Mamoo- jęknęłam.- to tylko przyjaciel. Dasz zadzwonić?
-Ta. Masz.- wyjęła z kieszeni swojego fartuszka mały dotykowy telefon. Teo odebrał po pierwszym sygnale. 
-Teo! Jak miło ciebie słyszeć...tak to ja, Tia... jestem u rodziców potrzebny mi samochód. Podwieziesz mnie? ... Jesteś kochany.- rozłączyłam się i oddałam telefon.- Będzie za 2 minuty. Dobrze, że blisko mieszka. Dzięki mamuś...będę lecieć.- pocałowałam ją w policzek i już mnie nie było.

***

-Teraz skręć w lewo.- rozkazałam dla Teo.
-Wiem.- powiedział z uśmiechem.
Po 5 minutach byliśmy na miejscu. 
-Wejdziesz?- spytałam widząc niepewną minę.
-Eee nie. Muszę wracać do domu.
-Ok. Jeszcze raz dzięki. Cześć Teo.- wyszłam z samochodu i czym prędzej weszłam do domu.
-Alexis?!- krzyknęłam.- Serio musimy nauczyć się zamykać drzwi- mruknęłam do siebie.
Po wyjściu z prysznica ubrałam się i zeszłam na dół. Przypomniało mi się, że dzisiaj nic nie jadłam, a jest już 15. Kiedy to minęło? Zrobiłam naleśniki i zjadłam je ze smakiem. Sprawdziłam godzinę na telefonie.
-Omg. 5 nieodebranych połączeń i jedna wiadomość.- powiedziałam na głos. Sprawdziłam najpierw wiadomość:
Od: Chris -.-
"Przepraszam. Odezwij się, proszę."
Zobaczyłam, że tylko jedno połączenie jest od Alexis. Reszta od niego. Westchnęłam ciężko.
Chciałam wyjść na chwilę z Berno. Wzięłam go na smycz i poszłam do pobliskiego lasu. Po półgodzinnym spacerze postanowiłam wrócić do domu. Zobaczyłam na wycieraczce małą, czerwoną różyczkę. Podniosłam ją i ujrzałam karteczkę, na której było napisane moje imię. Bez żadnego nadawcy.




Powiem Wam, że ten rozdział napisałam kiedyś tam w wakacje, ale to Alexis się obijała z tamtym 14 rozdziałem i dlatego tak wyszło, a później jak już dostałam tamten rozdział od niej to ja nie miałam czasu go przepisać xD
Tia!
Alexis mnie zabije

Rozdział 14- "Dlaczego?"

~Perspektywa Alexis~

  Stałam pod drzwiami do dyrektora szkoły tańca, trochę się stresowałam. Miałam rozmowę kwalifikacyjną.
-Alexis Brooke?- usłyszałam za sobą kobiecy głos- Poproszę za mną.
-Mhm- mruknęłam i ruszyłam w kierunku sali.
-Ustań na środku i pokaż co potrafisz- powiedziała chłopak siedzący między dwiema dziewczynami.- Muzyka!
Z głośników zaczęła lecieć piosenka. Przez 3 minuty pokazałam mój własny układ. Muzyka ucichła i nastała przerażająca cisza. Podeszłam bliżej do siedzącej trójki. Szeptali między sobą już chciałam powiedzieć, że w grupie się nie szepcze kiedy on się odezwał:
-Alexis...droga Alexis- chłopak machał głową w prawo i lewo.
-Coś nie tak?- spytałam.
-Ehm to co nam pokazałaś było...SUPER! Byłaś boska. Przymujemy cię!- oznajmił radosnym głosem.
-Tak?! Omg. Super!- podbiegłam do niego i przytuliłam go a dziewczynom uścisnęłam dłoń. Zaczęłam się śmiać. Wybiegłam z sali piszcząc i skakać z radości gdy nagle wpadłam na jakąś osobę.
-Oj, Alexis. Co ty byś beze mnie zrobiła?- usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam Gabriela.
-Hej...zapewne teraz bym leżała na tej podłodze?- uśmiechnęłam się, a on zaczął się śmiać.
-Co tu robisz?- spytał jak tylko opanował swój śmiech.
-Dostałam się do pracy.
-Będziesz tu pracować?- spytał zdziwiony.
-Mhm...od jutra.
-Tak więc będziemy się często spotykać- spojrzałam na niego i moim oczom ukazał się rząd białych zębów.
-Też tu pracujesz?
-Taa, hip-hop i break dance. 
-Ej! Ja też tam będę!-  to oznacza, że ja i Gabriel będziemy razem pracować...
-Aha! To ty jesteś ta nowa. Tak więc... witaj Partnerko.
-Witam Cię Partnerze- odpowiedziałam poważnie.- Eej ja mykam do przyjaciółki się pochwalić- pomachałam i pobiegłam do samochodu.


***

-Na prawdę? Przyjęli cię? Gratulację- powiedziała Tia.
-Nuum! A jak u Ciebie? W galerii?
-Nie byłam. Poszłam do kostnicy zobaczyć Dus'a, ale trumna była zamknięta. Mówili, że byłby to zbyt drastyczny widok.
-Biedna Tia...głowa do góry!
-Ehmm jutro pogrzeb... idziesz ze mną, prawda?
-Mhm. Chyba, jak nie będę miała zajęć- uśmiechnęłam się- żartuję. Oczywiście, że idę.


RANO

-Gotowa?- spytałam Tię, która przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze- Jesteś śliczna- pogłaskałam ją po ramieniu.
-Dziękuję. Dobra chodźmy- złapała mnie pod ramię i ruszyłyśmy do auta.

***

-Cześć- przywitałam się z Ethan'em. Przecież on miał jechać...?
-Hej. Jak tam Tia?
-Trzyma się.- oparłam się o niego, a on mnie przytulił.
-Al, ja naprawdę przepraszam, ale nie wiedziałem, że mnie przyjmą.
-Zamknij się. Już wszystko ok.- dźgnęłam go w brzuch.
-Taką Ciebie zapamiętam: szaloną, szybko się denerwującą, śliczną, słodką, inteligentną...-ciągnął jednym tchem.
-Dość tego przechwalania. Słuchaj, zapamiętaj tylko to, że Cię kocham.- gdy skończyłam mówić przyszła Tia w towarzystwie Teo.
-Hej- powiedzieliśmy wszyscy razem i zaczęliśmy się śmiać.
-Cii, ksiądz.- szepnął Eth.

***   

-Biedna Tia- mruknęłam po wszystkim. 
-Biedna, biedna- usłyszałam Ethan'a- Al, musimy się pożegnać. Jadę za godzinę.
-Ehm no tak. Pożegnałam się z przyjacielem, a teraz muszę z byłym chłopakiem. Żegnaj Ethan.- przytuliłam go, staliśmy tak dłuższą chwilę.
-Alexis...Muszę już iść.
-Odprowadzę Cię- odparłam.
-Jak chcesz- mruknął.
Szliśmy ramię w ramię. Przypomniały mi się te wszystkie chwile spędzone razem i te nasze ostatnie spotkanie, dotknięcie. Przeszedł mnie dreszcz. Byliśmy już przy jego aucie. Staliśmy patrząc na siebie bez słowa.
-Po raz kolejny...pa- wykrztusił Ethan. Przybliżyłam twarz do jego twarzy, potem usta do ust, a na końcu nasze języki stworzyły jedność. Oderwaliśmy się od siebie i bez słowa odeszłam. Po kilku minutach dostałam sms'a.

Od: Numer nieznany.
Przyjdź do szkoły, musisz mi pomóc. Gabe.

Ruszyłam szybkim krokiem przy okazji napisałam Tii sms'a:

Do: Tia ;*
Przepraszam Cię, kochanie, ale mam ważne wezwanie. 
Zobaczymy się potem. Niech Teo Cię podwiezie

Zajechałam do domu po wygodne buty i ubrania do tańca.
-Coś się stało?- spytałam Gabe'a gdy zauważyłam go siedzącego ze spuszczoną głową.
-Tamten tam- wskazał na chłopaka z czarnymi włosami, długa grzywka zasłaniała mu oczy więc co chwilę ją poprawiał potrząsając głową.- Nie daje mi żyć i w ogóle siedzi nic nie robiąc tylko śmieje się szyderczo.
-Mhm, dobra zacznijmy lekcję, ok?- ruszyłam w kierunku grupy, która należała do mnie i Gabriela.
-Emka dzieciaki! Jestem Alexis i będę was uczyć razem z Gabrielem.- usłyszałam ciche prychnięcie, spojrzałam w kierunku chłopaka z grzywką. Stał i się śmiał.- Ej ty! Ty zarośnięty.
-Ja?!- pokazał palcem na siebie.
-Tak ty. Co cię tak śmieszy? Powiedz. Pośmiejemy się razem.
-Ty mnie śmieszysz, laluniu- uśmiechnął się, a w jego uchu błysnął kolczyk.
-Laluniu?- prychnęłam- Będziesz miał lalunie.- ruszyłam w jego kierunku i dźgnęłam go w klatkę piersiową.- Za dużo sobie pozwalasz, chłopczyku. Myślisz, że jesteś taki hop siup do przodu? Bo co? Masz bogatych rodziców? Pozwalają ci na wszystko? Tu tak nie będzie. Tu rządzę JA i GABE! Kumasz to?!
-Ta...jasne- mruknął.
-Grupa 15 i 16 latków nie będzie mną rządziła. Teraz proszę...10 minutowa rozgrzewka.
-Suk*- usłyszałam głos zarośniętego.
-Coś mówiłeś?- odwróciłam się.
-Nie.
-Dobrze, 20 minut ostrej rozgrzewki. Reszta grupy niech mu podziękuje- powiedziałam wskazując na niego. 
Z ociąganiem i pomrukiwaniem ruszyli do pracy.
-Dzięki. Jesteś wielka- powiedziała Gabriel z uśmiechem na twarzy.
-Spoko. Pierwsza działka gratis.- mrugnęłam okiem.


***

  Byłam wyczerpana. Co za bachory, a ten futrzak ciągle się brechał. Raz dostał ode mnie w łeb ale to pomogło tylko na 15 minut. 
Wysiadłam z samochodu i poczłapałam do drzwi.
-Tia, wróciłam!- krzyknęłam od progu w głuchą ciszę. 
W całym pomieszczeniu było ciemno. Tia zapewne jeszcze nie wróciła. Zaszłam do kuchni, zrobiłam sobie płatki i poszłam do salonu. Położyłam się na sofie opierając nogi na stole i zaczęłam jeść.
Gdy przełknęłam ostatni kęs zadzwonił telefon "'Jake'uś :*"
-Alexis?- usłyszałam głos w słuchawce.
-Taa ja. Cu chcesz?
-Miałabyś ochotę na spacer?- w jego głosie słyszałam zdenerwowanie.
-Jake, dopiero wróciłam z pracy. Jestem padnięta. Chcesz to wpadnij. Jestem sama. Oglądniemy coś w tv.
-Okej. Za jakieś 10 minut będę.- rozłączył się, a ja poszłam na górę się przebrać i wziąć prysznic.


~Perspektywa Jake'a~

  Stałem przed jej drzwiami, zapukać czy wejść normalnie? Dotknąłem klamki i wszedłem w głąb domu. Cicho zamknąłem drzwi i miałem zamiar iść w kierunku kuchni, gdy coś dużego na mnie skoczyło i zaczęło lizać po twarzy.
-Berno- usłyszałem głos Al- Złaź!- pies jak na zawołanie zszedł.
-Dzięki.- cmoknąłem ją w policzek.
-Spoko, następnym razem zapukaj- oznajmiła śmiejąc się.
-To wy zamykajcie drzwi.- szturchnąłem ją w ramię, a ona mi oddała.
-Co oglądamy?
-Coś romantycznego...hmm..- wziąłem płyty i przeglądałem po kolei- O, mam! "3 metry nad niebem"- zaproponowałem.
-Okeej.- Alexis usiadła na podłodze, a ja obok. Siedzieliśmy tak od dłuższego czasu. Nogi mi zdrętwiały, ale nie mogłem się przemieścić.
-Al śpisz?- spytałem 
-Nie, a cu?
-Trochę nogi mi zdrętwiały. I muszę z tobą pogadać.
-Ale o czym?-patrzyła mi w oczy. Ona ma takie śliczne oczy. Przeniosłem wzrok na jej usta. Przypomniały mi się jej urodziny... ten pocałunek.
-O tym co do mnie czujesz...-położyłem się na podłodze i wyciągnąłem daleko przed siebie nogi.
-A czy ja coś do ciebie czuje?


~Perspektywa Alexis~

-A czy ja coś do ciebie czuje?-uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam mu w oczy- Szczerze... jesteś słodki - Jake podparł się na łokciu i mnie pocałował.
-Al, widzę, że jestem kimś więcej niż przyjacielem. Uważasz mnie za przyjaciela, ale w sercu wiesz, że to nie prawda.- mówił Jake.
-Może i masz racje, ale to wszystko dzieje się za szybko. Ethan wyjechał, ty mi wszystko powiedziałeś... po prostu tego jest za wiele.
-Ethan jest idiotą.- burknął Pandies.
-Sam jesteś idiotą. Cymbał.- złapałam za poduszkę i uderzyłam go. Wybuchnęliśmy  śmiechem i zaczęliśmy się bić poduchami.




Ohoho jest rozdział ( w końcu ) xD
Na przeprosiny wstawiam jeszcze 15 ^^