~Perspektywa Tii~
Od kilku tygodni Alexis dziwnie się zachowuje albo to tylko moje wymysły. Dzisiaj przy śniadaniu było jak zawsze. Nie zdążyłam wstać, a jej już nie było. Westchnęłam głośno i wywaliłam zeschniętą różę, którą jak się okazało dostałam od Teo. Rozmawiałam z nim dzień po tym jak to się stało. Wyjaśnił mi, że czuje do mnie nie tylko przyjaźń. Byłam bardzo zaskoczona tym wyznaniem, ponieważ ja tego nie czuję. Dla mnie Teo będzie tylko przyjacielem. Usłyszałam dźwięk mojego złoma. Poszukałam go w stercie ubrań, które właśnie składam.
-Czego?- rzuciłam do słuchawki nie patrząc kto dzwoni.
-Tio, jesteś na mnie zła? Nie chcę aby nasza przyjaźń tak się skończyła. Dasz się namówić na gorącą czekoladę i ciastko?
-Jestem czekoladoholiczką, pomyślmy...okej. Zgadzam się.
-Super! Przyjadę po Ciebie o 15, bo teraz jestem zajęty.
-Tsa zajęty, a dzwonisz.- mruknęłam.
-Żeby usłyszeć Twój głos zawsze znajdę czas, ale jak mus to mus praca czeka. Tio?- zapytał cicho.
-Taa?
-Albo nie...to pa.- i się rozłaczył.
Skończyłam składać ubrania i ogarnęłam dom. Zmęczona padłam na kanapę. Ciekawe czemu dzisiaj nie było Chris'a...- zastanawiałam się. Zerknęłam na zegarek.
-What?! Już 14.44? O kurde...Berno, Nika na podwórko.
Wypuściłam ich, a sama pobiegłam na górę doprowadzić siebie do porządku. Po kilku minutach usłyszałam szczekanie. Zbiegłam po schodach mało co nie zaliczając gleby i wpadłam na drzwi. Otworzyłam je i do domu wpadły dwa mokre brudasy. Na podjazd zajechał nieznany mi samochód. Zdziwiona wyszłam na schody i poczułam zimny wiatr. Coś czuję, że znowu będzie padał śnieg. Z samochodu wyszedł Teo.
-Gotowa?
-Jeszcze chwila. Wejdziesz?
-Ok!
Wróciłam do domu.
-Zaraz wracam- powiedziałam i poszłam na górę.
~Perspektywa Alexis~
Ostatnie tygodnie spotykałam się z Giną* i przygotowywałyśmy się na olimpiadę z matematyki. Wczoraj zaprosiła mnie do domu. W końcu zobaczę gdzie mieszka i jak wygląda mieszkanie.
Podjechałam samochodem pod podany adres. Chciałam wjechać na podjazd, ale zatrzymała mnie zamknięta brama. Do okna zapukał jakiś gość mundurze.
-Pani do kogo?- zapytał grubym głosem.
-Do Giny Neeson. Mamy się uczyć.-odpowiedziałam.
-Dru, jest panienka Gina? Przekaż, że jakaś ruda panna wjeżdża.- uśmiechnął się mówiąc do walkie talkie.
-Kevin! Ta ruda osoba ma imię Otwórz tą bramę- usłyszałam głos Giny.
-Już się robi.- kliknął guzik i brama się otworzyła. Wjechałam do środka, moim oczom ukazał się wielki basen! A potem, wielki, wielki dom! To nie był dom tylko willa! Na werandzie stała Gina uśmiechając się od ucha do ucha. Wysiadłam z auta i ruszyłam do niej.
-Siemka... wchodź do domu bo zachorujesz i z kim ja pójdę na olimpiadę?!- zaczęłam mówić z udawanym gniewem.
-Hahaha, okej chodź.- weszłyśmy do środka... eee co za chata!- Coś do picia? Czekolada, herbata, kakao? Czy co kolwiek?
- Czekolada... uwielbiam czeeekoladee! - wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Okej. Dru! Zrób dwie czekolady z piankami i podaj ciasteczka! - krzyknęła, a jej głos rozniósł się echem po całym domu.
***
Siedziałyśmy na wielkim łóżku, a wokół nas leżały książki. Zostało nam ostatnie zadanie dość trudne, ale z naszymi dwoma wielkimi mózgami poradziłyśmy sobie!!!
-Huuura! Jesteśmy wielkie!- krzyczała Gina- Za nasze zwycięstwo idziemy na coś dobrego do Ciuciu Cafè.
-Oki doki, ale jedziemy moim samochodem.... a możeeee pojedziemy dwoma i będziemy się ścigać? Co ty na to?- uśmiechnęłam się.
-Ale jest zima, lód na drodze.- Gina lekko się bała.
-No tak, ale wiesz do Ciuciu Cafe od twojego domu jest prosta droga i tylko dodasz gazu i zaraz zahamujesz... no weź Ginaa- przytuliłam ja, a ona się uśmiechnęła. Szczerze Gina nie jest taka zła na jaką wyglądała po prostu jest bogata i ma dużo kasy.
Wsiadłam do samochodu i od razu włączyłam ogrzewanie. Z piskiem zawróciłam i ruszyłam do przodu. Całe szczęście, że Gina ma duże podwórko, łatwo było wyjechać. Zaraz za mną wyjechała Gina swoim samochodem. Kilka minut później z wielkim rozmachem wjechałyśmy na parking. Zaparkowałyśmy i ze śmiechem weszłyśmy do środka.
-Ale masz rumieńce- powiedziałam podchodząc do wieszaka na kurtki.
-Co?! Przecież mam tyle makijażu!- krzyczała spanikowana.
-Żartowałam.- popchnęłam ją na bok i odbiła się od ściany.
-Zabije Cie Al!- ona również mnie popchnęła.- Hahahaha żebyś widziała swoją minę!
-Hyhy.- po chwili mina mi zrzedła.- O oo.
-Co ci?
~Perspektywa Ti~
Siedziałam razem z Teo w Ciuciu Cafè, gdy nagle zaniemówiłam. Do środka weszły dwie roześmiane dziewczyny. Popychały się i widać było, że dobrze się bawią.
-Ej, Tia?- spytał Teo- Dobrze się czujesz? Strasznie zbladłaś.- Popatrzył za moim wzrokiem- Fiu, fiu. Będzie dym.
Wstałam z rozmachem i krzesło, na którym siedziałam, upadło z hukiem. Wszyscy zwrócili na mnie twarze. Nie wnikałam w to. Widziałam tylko ją. Ona też zdążyła mnie zauważyć. Patrzyła wprost na mnie, a jej oczy zrobiły się szklane.
-Jak mogłaś?- spytałam ze łzami w oczach i dźgnęłam ją w klatkę piersiową.
-Tia, to nie tak jak myślisz!
-Jesteś strasznie fałszywa!- wrzasnęłam wybiegając z kawiarni. Zatrzymałam się i stwierdziłam, że nie mam czym wrócić do domu. Przyjechałam tu z Teo. Usiadłam na krawężniku, a łzy ciekły mi po twarzy.
-Tia- usłyszałam obok siebie.- Wstań, bo się przeziębisz.
-Teo? Jak ona mogła?- załkałam i wzięłam do ręki kurtkę, którą podał mi Teo.
-Jedźmy do domu.
-Nie chce tam jechać...zawieś mnie do domu. Do mamusi.
-Mamusi?- parsknął.
-Nie śmiej się Teodorze!
-Przegiełaś- złapał mnie pod ramiona i podniósł- Wybacze ci ten jeden raz.- uśmiechnął się.
-Dzięki. Teraz pożycz mi rękaw kurtki, bo pewnie wyglądam jak jakieś straszydło. Cała zasmarkana z rozmazanym makijażem.
-O, nie, nie, nie. W samochodzie mam husteczki.
Ruszyliśmy w stronę parkingu. Teo ciagle obejmywał mnie w pasie.
-Tia!- usłyszałam głos Alexis- Daj mi to wyjaśnić.
-Nein! Zraniłaś Tie- odkrzyknął Teo zamykając mi drzwi.
Jechaliśmy w ciszy. Ochłonęłam po wrażeniach z przed kilku minut. Zadzwonił mój telefon.
-Tak?- wychrypiałam.
-Córeczko? Wszystko w porządku?
-Tak tato jest ok. Co jest?
-Mama w szpitalu. Rodzi! Przyjedziesz?!
-Już jadę.- krzyknęłam w słuchawkę.
-Teo, kierunek szpital. Moja mama rodzi.
-Oki doki. - zakręcił... i dodał gazu.
-Teeeo! Zwolnij! Zabijesz nas!- krzyknęłam.
***
Siedziałam w poczekalni. Teo musiał jechać. Zadzwonił szef i jest potrzebmy w pracy.
-Tato, usiądź.- odkąd przyszłam ciągle chodzi w kółko jest strasznie niespokojny.
-To trwa już dwie godziny!
-Spokojnie, tato- uśmiechnęłam się i w tym momencie zobaczyłam pewną osobę zalaną łzami, a tusz rozmazał się jej po policzkach.
-Kogo my tu mamy?- powiedziałam ze złością.
-Tia, przestań. Lauren też rodzi. Tylko jest w gorszej sytuacji.
-Tia, daj mi to wyjaśnić. Gina i ja uczymy się do olimpiady z matmy. Źle to wszystko zrozumiałaś. Wyszłyśmy trochę odetchnąć od nauki.
-Czemu mi nic nie powiedziałaś?
-Nie chciałam byś była zazdrosna. Zazdrość to chyba najgorsze co może być. Nienawidzę tego.- wesychnęła- Przepraszam Cię.
-Mogłaś mi to powiedzieć, a tak przez kilka tygodni się zamartwiałam. Zastanawiałam się co się z Tobą dzieje. Niechce cię znać.
-Ale...
Nie zdążyła nic powiedzieć, bo w tym momencie wyszedł lekarz oznajmiając, ze obie panie już urodziły.
-Pan, panie Moon ma syna, a pan Brooke gdzie się podziewa?
-W pracy.- odpowiedzieliśmy łącznie.
-Aha- uśmiechnął się lekarz od ucha do ucha.
Poszłam za tatą i ujrzałam małą blond główkę wystającą za kocyka.
-Poznajcie małego Collin'a- uśmiechnęła się mama.
-Jaki słodziaczek- usłyszałam Alexis
Spojrzałam się na nią z pod byka. Al wybiegła z sali. Wszyscy się na mnie spojrzeli.
-No co?- mruknęłam, a oni zrezygnowani pokręcili głowami.
*Przypomnienie- Gina Neeson, była przyjaciółka Rachel.
Czegoś nie rozumiesz? Zadaj pytanie w zakładce "Pytania do nas"
Postaramy się wyjaśnić.
Tia i Alexis.
kiedy rozdział 17
OdpowiedzUsuńNareszcie znalazlam Wasz blog.. Nadrobiłam wszystkie rozdziały i czekam na wiecej. Przy okazji chciałabym zaprosic na nowy blog http://i-love-my-life-33.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCiuciu Cafe? :D hmm XD
OdpowiedzUsuń